Nawigacja

Aktualności

Prezentacja biografii i tekstów Ignacego Matuszewskiego w opracowaniu Sławomira Cenckiewicza – Łódź, 7 grudnia 2019

„Jeden jest tylko sposób, aby zmusić naród polski do wyrzeczenia się wolności czy ziemi – wytępić cały naród” (Ignacy Matuszewski, Wola Polski, 1941 r.)

Oddział Instytutu Pamięci Narodowej w Łodzi wraz z rodziną i przyjaciółmi zmarłego przed blisko dwu laty śp. Sebastiana Rybarczyka, zaprosili 7 grudnia 2019 r. do łódzkiej willi Schweikerta (Instytut Europejski) na okolicznościowe spotkanie, w trakcie którego zaprezentowany został wydany w dwóch tomach wybór pism Ignacego Matuszewskiego (t. 1: Nie ma wolności bez wielkości, t. 2: O Polskę całą, wielką i wolną).

Dwutomowa edycja pod redakcją dr. hab. Sławomira Cenckiewicza została zadedykowana śp. Sebastianowi Rybarczykowi. Wydawnictwo powstało staraniem Instytutu Pamięci Narodowej, Wojskowego Biura Historycznego oraz wydawnictwa LTW.

W spotkaniu wzięli udział dr hab. Sławomir Cenckiewicz, Radosław Peterman i dr Tomasz Rzymkowski, poprowadził je dr Jędrzej Lipski, a otworzył dr Sebastian Pilarski.

***

Ignacy Matuszewski, Nie ma wolności bez wielkości. Pisma wybrane, t. 1: 1912–1942O Polskę całą, wielką i wolną. Pisma wybrane, t. 2: 1943–1946, Wybór, wprowadzenie i opracowanie Sławomir Cenckiewicz, Warszawa 2019

Oddajemy do rąk czytelników opowieść o pułkowniku Ignacym Matuszewskim (ur. 10 września 1891 r. – zm. 3 sierpnia 1946 r.) – niepospolitej i niezwykłej postaci polskiej polityki kilkudziesięciu zaledwie lat pierwszego półwiecza XX w. Niezwykłej, bo renesansowej, w dodatku niepodpartej pełną edukacją akademicką, ale ulepionej z gliny wielu kompetencji i zainteresowań, od poezji, prozy, muzyki, teatru i malarstwa, przez sport, ezoterykę, wojskowość i tajne służby, aż po ekonomię, historię, dyplomację, geopolitykę i politykę. To retrospektywna ze świadomie zaburzoną chronologią opowieść o wznoszeniu się tego niepospolitego człowieka na szczyt, począwszy od lat szczenięcych aż po kres śmierci nad Hudsonem. Bo każdy człowiek, a zwłaszcza polityk, powinien mieć swój szczyt; jakieś apogeum, zwieńczenie wysiłków, niekoniecznie zresztą zakończonych sukcesem. A szczytem Matuszewskiego była Ameryka – te pięć spędzonych w Nowym Jorku lat (1941–1946), kiedy stał się tam kimś na miarę Ignacego Paderewskiego w czasie I wojny światowej, i jak wielki pianista dał program i kierunek polityczny Polonii amerykańskiej i był jej faktycznym przywódcą. Jest jednak między obu postaciami jedna „drobna” różnica: Matuszewski w odróżnieniu od Paderewskiego nie znalazł w Ameryce poparcia wśród elit amerykańskich, które zamiast go wspierać, rzuciły przeciw niemu wielką państwową machinę, by go zniszczyć. Amerykańską scenę znalazł sobie sam, bo sceny dla swojej politycznej ekspresji w gruncie rzeczy nigdy nie dostał. Także w międzywojennej Polsce.

Z wprowadzenia Sławomira Cenckiewicza

do góry